Przykład drzewa, o którym mowa w dzisiejszej Ewangelii, pokazuje, że nie wszędzie można mówić o gwarancji. Tam, gdzie jest organizm, który – jak to ewangeliczne drzewo – żyje własnym życiem, trudno mówić o gwarancji. Istnieje tylko cicha nadzieja, że „może wyda owoc”.
Mojżesz stanął wobec Tajemniczej Obecności. Płonący krzak miał tylko zwrócić uwagę Patriarchy. „Głos” był łącznikiem pomiędzy Obecnym, a Mojżeszem. Pan mówił: Dosyć napatrzyłem się na udrękę mego ludu… i nasłuchałem się narzekań jego…, znam więc jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z ręki Egiptu… Zatem nieprawdą jest, jakoby Go nic nie obchodziła ziemia i jej mieszkańcy. Bóg jest blisko: Patrzy, słucha, zstępuje do ludzi. Zapytany o imię, odpowiada: „JA JESTEM!” Bóg, który zawsze jest Obecny. Nie jak ktoś obok mnie, nie jak beznamiętny obserwator. Raczej jak ktoś przy mnie, a nawet we mnie. Obecny dla mnie, dla mego dobra.
Trwa Wielki Post… Odbyły rekolekcje… Czy już dziś jesteśmy choć trochę inni? Inni – lepsi wobec najbliższych? Inni – bardziej zgodni wobec sąsiadów? Inni – dokładniejsi w modlitwie? Inni – bardziej wymagający wobec samych siebie? Chrystus przestrzega: Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie – ale daje też nadzieję, opowiadając przypowieść o ogrodniku, który cierpliwie, całymi latami czeka na owoce.
Dzisiejsza Ewangelia wpisuje się w wielkopostne wezwanie do nawrócenia. Może jest to dobra okazja, by zrobić sobie rachunek sumienia ze zmarnowanych szans i wciąż ponawianych obietnic. Gdy dobrze wykorzystamy nasz czas nawrócenia, radość Wielkiej Nocy będzie naprawdę radością życia, które przynosi takie owoce, jakich szuka w nim Bóg.