Źródło zdjęcia: https://www.radiomaryja.pl/

 

Jair. Ojciec dwunastoletniej córki. Przełożony synagogi.

W obliczu rodzinnej tragedii padł u nóg Tego, Którego jego „koledzy z pracy” prawdopodobnie bardzo nie lubili. Być może nawet on sam czasem źle wypowiadał się na temat Nazarejczyka. Ale miłość do dziecka otwiera mu oczy. Już wie, tak samo jak kobieta cierpiąca na krwotok – że wystarczy dotyk Jezusa, by przywrócić zdrowie.

„Połóż na nią ręce” – błaga ojciec; „Żebym się choćby Jego płaszcza dotknęła – modli się kobieta. Jair jeszcze nie doszedł z Jezusem do domu, gdy mu doniesiono, że fatyga jest zbędna, bo dziewczynka i tak już umarła. Można przypuszczać, że od dawna Jair jest strzępkiem nerwów. Choć nie wiadomo dokładnie, kiedy zachorowała jego córka, raczej nie było to coś nagłego. Dogorywać to umierać w cierpieniach. A dla rodzica cierpienie dziecka – nawet chwilowe – zawsze wydaje się najdłuższe i najstraszniejsze. Teraz, gdy ludzie mówią, że za późno, że nie zdążył, nie znalazł dla córki ratunku w porę – jak się czuje? Tylko Jezus wie naprawdę, jak Jair się czuje. „Nie bój się – wierz tylko” – mówi do niego. Jakby chciał powiedzieć: spokojnie, wiem co czujesz, ale to jeszcze nie koniec. Ostatnie słowo należy do Mnie, nie do ludzi. A potem jednym zdaniem – „Dziewczynko, wstań” – zamienia wrzawę tłumu, rozpacz bliskich i komentarze gapiów w… milczenie. Bo ktoś osłupiały – milczy. Czasem dopiero gdy sami przestajemy mówić – dociera do nas Słowo. Słowo, które uzdrawia, podnosi, umacnia i uzdalnia. Które daje wiarę. Wiarę w to, że niezależnie od tego, co wokoło się dzieje, co mówią inni, a nawet co mówię ja sam – dla Boga naprawdę nie ma nic niemożliwego.

Małgorzata Janiec

Zostaw swój komentarz

Proszę wpisać swoje imię.
Wprowadź komentarz.