Dwie kobiety. Jedna starsza, druga młodziutka. Obie zaskoczone pomysłem Boga, by zostały matkami. Ale – choć zaskoczone – obie – i ta starsza i młodziutka – są w pełni gotowe na realizowanie się woli Bożej w ich życiu. Nawet jeśli tego do końca nie rozumiały. Nawet, jeśli chwilami Boży plan zdawał się te kobiety przerastać – są rozradowane, przejęte i to aż tak bardzo, że starsza pyta ze wzruszeniem młodszą: „Skądże mi to…?” Wyprawa Maryi do domu Elżbiety i ich spotkanie uczy jednej, prostej rzeczy.
Wola Boża jest taka, by człowiek pomagał człowiekowi. W zwyczajnym, codziennym życiu. W prostych czynnościach. Żeby także w ten sposób jeden od drugiego uczył się miłości. No bo co Maryja robiła u Elżbiety? Pewnie to, co większość kobiet na całym świecie – prała, gotowała, sprzątała. Pomagała w domowych obowiązkach. Ot, życie. Zwykłe życie, w którym zawsze znajdowało się miejsce dla Boga i dla bliźniego w potrzebie. Zwykłe życie, które dzięki temu każdego dnia stawało się błogosławione.
Czasem się zastanawiam: Czy w czasie tych trzech miesięcy, które Maryja spędziła u Elżbiety, obie siadały wieczorem zmęczone po całym dniu i rozmyślały o swoich synach? Czy rozmawiały o swoim macierzyństwie? O trudach jakie to przyniesie, ale i o ogromnym szczęściu, które już przecież czuły, kiedy obie wzruszone witały się u progu domu Elżbiety.
Czy się wspólnie modliły o to, by być dobrymi mamami?
Maryja i Elżbieta – dwie kobiety, które umiały żyć zwykłym życiem, wypełniając w nim niezwykłą wolę Bożą.
Małgorzata Janiec