Uroczystość dzisiejsza mówi o niebie jako naszym ostatecznym przeznaczeniu. Powinna zatem wywoływać w nas uczucie niebywałej radości. Tak jednak nie jest. Dlaczego? Chyba dlatego, że nie dowierzamy w jego istnienie, względnie mamy o nim tak mizerne wyobrażenie, że nie pobudza ono do radości. A może jest i tak – jak pisał pewien felietonista – że kiedy nawet wierzymy w życie wieczne, to boimy się śmierci tak, jakby po drugiej stronie życia czekało nas jedynie piekło. Wprawdzie Jezus mówi w Ewangelii o ewentualności wiecznego potępienia, ale przecież mówi również o zbawieniu, a jak przy innej okazji zaznacza – przyszedł nie potępiać, ale zbawiać (por. J 3,16). A zbawienie oznacza nie co innego, jak szczęście wieczne, nazywane niebem. Czy możemy coś niecoś o nim powiedzieć?
Niebo jest rzeczywistością osobową. Nie jest miejscem poza historią, przestrzenią i czasem, do którego szło by się po śmierci w nagrodę za dobre uczynki. Mieści się w osobistej relacji do Chrystusa. Niebo to bycie z Chrystusem. Im bardziej jestem z Chrystusem, tym bardziej jestem w niebie. Katechizm poucza, że być w niebie, znaczy „być z Chrystusem” (KKK1025).
KOCHAM JEZZUS
ja tez slonce
kocham cie jezusie
USUNELISCIE MOJ KOMWNTARZ!!! KOCHAM BOGA INIE POWINNO SIE ZABRANIAC LUDZIA O TYM.CZUJE SIE UCISZONA. TAK BYC NIE MOZE!!!
Nie usunęliśmy. Komentarze muszą zostać przez nas zatwierdzone
Jezu, wspomnij na mnie, gdy nadejdzie mój czas…