Żyjemy w świecie, który cierpi na przesyt słowa. O ile do niedawna nasza epoka była określana jako cywilizacja obrazu, o tyle obecnie coraz częściej słychać, że tworzymy cywilizację informacji. Dobre informacje są potężnym kapitałem. Dzięki nim politycy tworzą odpowiednie koalicje; biznesmeni – sukcesy na giełdzie; inwestorzy – na rynku pracy. Firmy zbierają dane osobowe, by następnie zasypywać potencjalnego konsumenta stosem reklam. Jakże łatwo w tym kosmicznym szumie informatycznym zagubić hierarchię prawd, jak trudno odróżnić treści istotne od błahych! Chorobą naszych czasów jest nadmiar słowa, jego podaż przewyższa popyt; słów jest więcej niż zapotrzebowania na nie. Programy telewizyjne i radiowe nie mogą zamilknąć. Nie dziwi więc fakt, że coraz częściej spotykamy osoby rezygnujące na jakiś czas z oglądania telewizji, uciekające przed nadmiarem informacji.
Ciekawe, że w takim potoku słów wciąż istnieje zapotrzebowanie na słowo Boże. Biblia tłumaczona jest na niemal wszystkie języki świata. Słowo Boże nie straciło nic ze swej aktualności. Czym wytłumaczyć ten fenomen? Być może tym, że w dobie popularnego relatywizmu potrzebny jest trwały punkt odniesienia. A to właśnie słowo Boże jest prawdą. Nie jest sklepikarskie jak złudne reklamy jednego sezonu. Ono trwa przez wieki. Na nim ludzie uczą się czytać i pisać. Na nim uczą się myśleć i żyć. Potrzeba głosicieli słowa Bożego, współczesnych proroków! Niech Pan Bóg przenika nasze serca swoim słowem, daje nam poznanie swej woli i posługuje się nami w dziele głoszenia zbawienia.