Czemu arcykapłani i uczeni w Piśmie chcą podstępnie ująć i zabić Jezusa? Jakie emocje towarzyszą tej decyzji?
Po pierwsze – lęk.
Boją się utraty tego, co mają, swojego stanowiska, swojej racji, swojego szacunku u ludzi, swoich zadań i zajęć. Boją się, że jeśli to naprawdę Mesjasz, to wszystko się zmieni, nic nie będzie takie samo i nie wiadomo, czy będzie dla nich miejsce.
Po drugie – zazdrość.
Bo Jezus jest „lepszy”: robi rzeczy, których oni nie potrafią, czyni cuda, działa z mocą. I co się stanie, gdy trzeba będzie wybierać, a wtedy ludzie wybiorą Jego, a nie kapłanów?
Po trzecie – niechęć.
Bo Jezus jasno przecież mówi o ich grzechach, twardo stawia sprawę, wytyka im to, co robią źle. I to jest prawda: a skoro to prawda, należałoby się zmienić. Popracować nad swoim charakterem, nad podejściem do ludu, za który są odpowiedzialni. A to trudne. Po co się zmieniać? Dobrze jest, jak jest. Kiepsko, ale stabilnie…
Co tu jest dla nas?
To, że my też mamy w sobie takie emocje, które oddalają nas od Jezusa. Zamiast Mu ufać, boimy się zmian, przez które On chce nas prowadzić, boimy się, że coś przez Niego stracimy, że coś nam zabierze.
Zamiast kochać siebie i przyjmować miłość innych, patrzymy na siebie jak na mniej wartych, a innych posądzamy o to, że chcą nam coś zabrać, pozbawić nas tego, na czym nam zależy.
Zamiast patrzeć na siebie w prawdzie i przyjmować Jego uwagi, wolimy tkwić w przekonaniu, że „tacy już jesteśmy” i jeśli ktoś ma nas akceptować, to nasze grzechy też.
Ale z tymi emocjami nigdy nie zostajemy sami.
Bo nasze decyzje, które pod ich wpływem podejmujemy, to tylko część rzeczywistości, nad którą w pełni panuje Bóg. A On jest DOBRY. I działa tak, by mimo zła, które w nas jest, doprowadzić sytuację do największego możliwego dobra. Przez krzyż – do zbawienia.
Małgorzata Janiec