Czy Tymoteusza ogarnął duch bojaźni? A może zaczął się wstydzić świadectwa Pana, albo swojego nauczyciela Pawła? Znudziły mu się zdrowe zasady?
Modne byłoby dzisiaj powiedzieć, że się wypalił. A może doznał jakiegoś innego wstrząsu, jak u proroka Habakuka, przeżywał jakiś duchowe trudności, zmęczyła go niegodziwość, którą oglądał. Może jakiś własny oścień dla ciała, który policzkował go własną słabością.
Można próbować zgadnąć.
Niemniej jego nauczyciel Paweł, z właściwą sobie troską, przywołuje go do ducha mocy, miłości i trzeźwego myślenia. Przypomina mu, jakie dary otrzymał przez nałożenie rąk. Warto wracać do darów, które otrzymaliśmy. Warto usłyszeć od kogoś dobre słowo, które podniesie nas na dalszą drogę, wyrwie nas ze zniechęcenia.
Może warto też nie przeceniać ognia, który jest w nas, nie ubóstwiać roli motywacji i zaangażowania, co też modne bywa – żebyśmy aż tak nie płonęli dla jakiejś sprawy, że się wypalimy. Może warto spokojnie „robić swoje” – wykonaliśmy, co powinniśmy wykonać. Na pewno nie zaniedbywali swoich i obowiązków – ale pamiętali, że jest jeszcze przestrzeń nieużyta, którą możemy poświęcić naszemu Panu.
ks. Józef Orzechowski