„Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził” – te słowa w Wigilię Bożego Narodzenia 1953 roku zapisał w swoim dzienniku kard. Stefan Wyszyński. O znaczeniu tych słów wiele mówią okoliczności ich napisania. Od kilku miesięcy prymas Polski był uwięziony w Stoczku Warmińskim. Wcześniej, bez aktu oskarżenia, bez wyroku sądu, na podstawie niesprawiedliwej decyzji władz komunistycznych, został w nocy pod przymusem wywieziony z Warszawy. Zamknięty w zdewastowanym klasztorze nie mógł kontaktować się z otoczeniem. Jednak od początku jego postawa zaskakiwała rządowych oprawców. Kardynał zachowywał się z godnością, pisał oficjalne listy do prezydenta Bieruta, w których domagał się jedynie sprawiedliwości i przestrzegania prawa. W woim brewiarzu miał zawsze kartkę z wypisanymi intencjami modlitwy. Wśród nich umieścił prezydenta, rząd i funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, czyli swoich prześladowców. Kiedy nagle zmarł prezydent Bierut, uwięziony z jego rozkazu prymas odprawił za niego Mszę Świętą.
Dlaczego w imię miłości bliźniego zawsze mamy mieć otwarte serce, skoro druga strona konfliktu jest zamknięta w swojej nienawiści? Odpowiedź Jezusa jest jednak co najmniej zaskakująca. Mamy przebaczać nie siedem razy, nie – zawsze, ale siedemdziesiąt siedem razy, czyli zawsze, zawsze, zawsze.